Od lat walczę z nadmiernymi kilogramami. Jestem już chyba mistrzynią w temacie- co jeść żeby schudnąć.
Pomyślałam, że założę bloga o tematyce odchudzania! Naiwna! Wyszukiwarka wyświetliła mi tysiące wyników- „blog- jak schudnąć”.
Tyle osób się odchudza i ma pomysły, jak osiągnąć idealną wagę?! Fascynujące!
Ponieważ byłam akurat na urlopie, a nie planowałam wczasów, aby nie wystawiać przesadnych krągłości na widok publiczny, zaczęłam przeglądać wyświetlone strony.
Pierwszy blog okazał się całkowitą klapą. Dowcipniś wyśmiewał „puszystych” i zadał im jedyną możliwą dietę, czyli „MZ” (mniej żreć). Zniesmaczona, ale nie zniechęcona, wczytałam się teksty dziewczyny trochę młodszej ode mnie. To było odkrycie! Młoda osoba miała za sobą poważną chorobę, która spowodowała wahania wagi, a w efekcie skomplikowanego leczenia- niemożność zrzucenia nadmiernej tuszy.
Okazało się, że i w takiej sytuacji udało jej się schudnąć. Wcale nie zażywała cudownych pigułek o tajemniczym składzie, nie piła hektolitrów czerwonej herbaty. Dieta 1000 kcal też nie miała u niej zastosowania.
Dziewczyna zaczęła od…pójścia do kosmetyczki i fryzjera. Ważne było dobre samopoczucie. Rano lub wieczorem przygotowywała sobie ulubione sałaty ze składnikami, które uwielbiała. Przyprawiała wszystko ziołami. Pracowała 10 godzin, więc zabierała te sałaty w kilku pudełkach. Największym wyzwaniem okazało się dla niej picie trzech litrów wody dziennie. Nigdy nie słodziła napojów, więc i rezygnacja ze słodyczy nie była aż tak trudna. Przestrzegała tylko, aby nie wierzyć w bajkę, że od czasu do czasu można sobie pofolgować i nagrodzić odchudzanie zakazanym smakołykiem. Dla jedzenioholików to powrót do nałogu.
Zachwycona, postanowiłam pójść w ślady dzielnej dziewczyny.
[Głosów:0 Średnia:0/5]